Autor: Marcin Fabjański
Kategoria: nauki humanistyczne
Wydawnictwo: Czarna Owca
ISBN: 9788375545869
Format: MOBI,EPUB
Tagi:
To książka dla tych, którzy myślą, że medytacja polega na siedzeniu bez ruchu, a moralność nie istnieje bez religii. Dowiedzą się, jak bardzo się mylą. Czy filozofia Marka Aureliusza lub Seneki może uspokoić skołatane w korku ulicznym nerwy, przynieść ukojenie u dentysty albo pomóc zachować równowagę podczas sprzeczki z ukochanym? Oczywiście! Właśnie o tym jest ta książka. Marcin Fabjański pokazuje, jak na co dzień stosować stoickie techniki mentalne. Starannie dobrane cytaty stoików, kontemplacje i eksperymenty myślowe dają wgląd w naturę rzeczywistości, który wyniesie nasz umysł ponad neurozę codziennego życia.
Chwała i wdzięczność Autorowi za trud włożony w wydobycie mądrości, odwagi i poczucia humoru stoików z gąszczu stereotypów i fałszywych przeświadczeń, w który zostali uplątani przez nasze post-antyczne filozofowanie, religijność i mentalność. Dzięki temu mądremu i pogodnemu wykładowi możemy dowiedzieć się, w jaki sposób posługiwać się rozumem, aby zamiast być źródłem naszych nerwic, lęków, paranoi i agresji, stawał się narzędziem wyzwolenia. Świetna, uzdrawiająca lektura dla wszystkich poszukujących prawdy i wolności. Wojciech Eichelberger
Nie liczcie na objawienia w tej książce. Autor jest bowiem człowiekiem uczciwym i skromnym. On chce Wam tylko opowiedzieć, jak być bogatszym bez pieniędzy. Jak na ulicy posiąść wartość, która zwykle rodzi się sama w chłodzie i ciszy klasztoru. Ile warta jest chwila świadomego zatrzymania się w codziennym biegu. Po co? Po nic? Tę książkę niekoniecznie czyta się jednym tchem. Ale ta książka da Ci oddech. Mariusz Walter
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2013
Redakcja
Grażyna Mastalerz
Korekta
Bogusława Jędrasik
Ilustracje
Mervil Castricum
Projekt okładki
Igor Morski
Zdjęcie na okładce
Karolina Sikorska
Skład, łamanie
Marcin Labus
Copyright © Marcin Fabjański, 2010
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, 2010
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.
Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji
w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
ISBN 978-83-7554-586-9
ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa
e-mail: wydawnictwo@czarnaowca.pl
Dział handlowy: tel. (22) 616 29 36; faks (22) 433 51 51
Zapraszamy do naszego sklepu internetowego:
www.czarnaowca.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Myślenie może zabić. Przykład? W roku 1995 Brytyjczyk Timothy O’Brien popełnił samobójstwo, bo dowiedział się, że wygrał w Lotto, a potem okazało się, że jego wykupiony na pięć tygodni kupon stracił ważność tuż przed losowaniem. Strzelił sobie w głowę, gdyż uciekły mu sprzed nosa dwa miliony dwieście tysięcy funtów. Tak myślał. Po jego śmierci stwierdzono jednak, że niedokładnie sprawdził numery. Nawet gdyby jego kupon był ważny, wygrałby tylko trzydzieści siedem funtów – trafił czwórkę, nie szóstkę. Gdyby nieszczęśnik nie pomyślał, iż wygrał majątek, a potem, że go stracił, pewnie żyłby spokojnie do dziś.
O’Brien nie był wyjątkiem na skalę światową. Myślenie ma moc zabijania ludzi żyjących we wszystkich społeczeństwach, kulturach i klimatach (nie tyko w angielskim). W 2008 roku samobójstwo popełniła Chayya – szesnastoletnia dziewczyna z New Delhi, które rzadko nawiedzają mgła i deszcz. Bała się, że uruchamiany wtedy przez naukowców w Szwajcarii akcelerator cząstek spowoduje zapadnięcie się wszechświata. Strach przed śmiercią był dla niej gorszy niż sama śmierć.
Śmierć na skutek myślenia to wcale nie współczesne szaleństwo. Z tego powodu przygodę z tym światem kończyli na własne życzenie ludzie żyjący w wielu odległych epokach. Francuski filozof Michel de Montaigne, któremu bliski był stoicyzm, opisał ciekawy przypadek ze starożytności. Diodor Dialektyk zmarł na miejscu, bo w s w o j e j własnej szkole, w obecności s w o i c h własnych uczniów nie mógł sobie poradzić z zagadnieniem, które mu przedstawiono.
Owa okoliczność (podobnie jak przykład Brytyjczyka) świadczy o tym, że szczególnie zabójcze są myśli, w których często powtarzają się słowa „ja” i „moje”. Są ludzie, którzy wolą umrzeć, niż narazić swoje ego na niebezpieczeństwo, choćby tak niewinne jak chwila belferskiego wstydu. Więcej o roli ego w nieszczęściach, jakie gotujemy sobie myśleniem, powiem potem. Teraz zatrzymajmy się na stwierdzeniu, że było coś na rzeczy w słowach Montaigne’a. Pisał tak: „Wszelkie mniemanie dość ma siły, aby się mogło człowiekowi stać droższe niż życie”1.
Skoro myślenie może zabić, o ileż łatwiej może unieszczęśliwić. Myśląc – a nie myśleć, osobniki Homo sapiens nie potrafią – bez przerwy igramy z ogniem. I nic sobie z tego nie robimy. Może jesteśmy zbyt zajęci? Zarabianiem pieniędzy, surfowaniem po internecie, wyrabianiem mięśni w fitness clubie. Panowania nad myśleniem nie ćwiczymy – bombie zegarowej gotowej eksplodować w naszej głowie pozwalamy spokojnie tykać.
Od tego, jak myślimy, I OD NICZEGO WIĘCEJ, zależy nasze szczęście lub jego brak, mówią stoicy. Od myślenia, nie od pieniędzy, sławy czy władzy. Naucz się właściwie myśleć, a już zawsze będziesz szczęśliwy. Panuj nad swoim wewnętrznym dyskursem – natłokiem myśli, przekonań, zbitek zamrożonych fragmentów przeszłości, urojeń, wzorców zachowań i założeń, które jak każdy człowiek zasysasz ze świata właściwie bezkrytycznie (chyba że jesteś filozofem). Bo inaczej ten cały bałagan zapanuje nad tobą. I będzie cię niszczył. Jak niszczy prawie wszystkich.
„Wiele osób żyje, nosząc we własnej głowie dręczyciela, który nieustannie je atakuje, poddaje rozmaitym karom i wysysa energię życiową” – pisze współczesny nauczyciel duchowy Eckhart Tolle2.
Milenia przed nim stoicy spróbowali tego dręczyciela oswoić i zaprzęgnąć do własnych zadań. Oswajali go wszyscy stoicy – od Zenona z Kition (twórca szkoły, żył w czwartym wieku p.n.e.) poprzez Senekę, Epikteta, Marka Aureliusza po współczesnych terapeutów kognitywnych. Stoicką myśl widać w pismach średniowiecznych ojców Kościoła, filozofów nowożytnych i autorów współczesnych. Stoicyzm w rozmaitych postaciach był motywem przewodnim filozofii antycznej, choć nam się ona kojarzy głównie z Platonem i Arystotelesem. Z czasem jednak stracił kulturotwórcze znaczenie, ustępując chrześcijaństwu.
Stoicy nie byli ludźmi, którym wszystko jedno, jak można by wnioskować z potocznego rozumienia słowa „stoicyzm”. Nie byli obojętni na bieg zdarzeń, przeciwnie – ciągle wchodzili z nimi w aktywny mentalny dialog. Zdarzenia były dla Epikteta jak liczba oczek wyrzucona w grze w kości, niezależne od pragnień, niekontrolowane. Ani dobre, ani złe. Nasze podejście do nich – przeciwnie: miało zależeć tylko od nas.
Stoicy nie zajmowali się spekulowaniem na wyimaginowane tematy, o co często oskarża się bujających rzekomo w obłokach filozofów, choć mieli swoje wizje wszechświata. Woleli uczyć się, jak wydawać sądy o doświadczeniu, tak by to doświadczenie ocenić, odwołując się do rzeczywistości i nie działać pod wpływem natłoku urojeń w umyśle. Zalecali, byśmy badali, czy to, co nas spotyka, jest dobre, czy złe, bo odruchowej reakcji umysłu i ciała nie zawsze możemy ufać. Potem powinniśmy ustalić, czy w ogóle należy zareagować, a jeśli tak, to w jaki sposób.
Stoicy stosowali przeróżne techniki, ćwiczenia wyobraźni: eksperymenty myślowe, podsycanie wewnętrznych obrazów, powtarzanie w myślach stoickich formuł3. Prowadzili dzienniki z osobistymi notatkami, które działały na nich terapeutycznie – w ten sposób powstały Rozmyślania Marka Aureliusza, jedno z najbardziej porywających dzieł filozofii antycznej. Obserwowali przyrodę z ciekawością współczesnego naukowca, ale bez typowego dla niego stawiania siebie poza naturą. Stworzyli cały arsenał potężnych narzędzi mentalnych, które odkopują nasze wewnętrzne źródło szczęścia, przysypane śmieciem nawyków kulturowych, takich jak bezmyślne szukanie spełnienia wyłącznie w świecie doznań zmysłowych.
Stoicyzm dawał i daje wolność. Praktyki filozoficzne stworzone przez niewolnika Epikteta w pierwszym wieku n.e. mają moc łamania kajdan, którymi skuci są współcześni niewolnicy konsumpcji, korporacji i przeróżnych konwencji. Ale nie tylko. Stoicyzm jest podręcznym arsenałem technik medytacyjnych i kontemplacyjnych, które dają nam wgląd w świat naszego wnętrza i świat w ogóle, zmieniają naszą percepcję rzeczywistości, uwalniają nas od urojeń. Uodparniają na cierpienie, wzmagają kreatywność, uniezależniają od innych. Prawdopodobnie – podobnie jak medytacja buddyjska – uaktywniają uśpione lub rzadko używane obszary mózgu, bo przecież ćwiczą zdolność myślenia w poprzek wydeptanych ścieżek.
Stoicyzm uliczny jest ledwie wprowadzeniem do świata fascynujących możliwości filozofii stoickiej. Liźnięciem praktycznej mądrości antycznych filozofów, na jakie może sobie pozwolić autor. Nie jest próbą opisu ani interpretacji tradycji filozoficznej zwanej stoicyzmem, więc jeśli przypadkiem jesteś studentem filozofii, nie ucz się z tej książki do egzaminu. Spróbowałem jedynie pokazać, jak praktycznie korzystać z filozofii stoickiej w dzisiejszych czasach. W ostatnim rozdziale wymieniam obszary dalszej możliwej eksploracji tej filozofii. Jeśli ta książka zachęci kogoś do czytania dzieł stoików – spełni swoje zadanie. Bo samo ich czytanie pomaga żyć.
Nie obiecuję, jak niektórzy autorzy poradników, że dzięki tej książce zarobisz milion dolarów lub osiągniesz tak zwany „sukces”. Przeciwnie, zarabianie pieniędzy może ci zbrzydnąć, jeśli nie będzie się łączyć z urzeczywistnianiem pasji. Tak samo jest z realizacją oczywistych w naszej kulturze celów, takich jak kariera. Jeśli nie jesteś gotów, odłóż tę książkę na półkę, z której ją nieopatrznie wziąłeś i wyjdź z księgarni, tak jak do niej wszedłeś – w słodkich oparach złudzeń. Stoicyzm uliczny jest lekturą dla odważnych.
Droga stoika jest wyboista i niebezpieczna. Choć większość technik opisanych w tej książce działa natychmiast, stoickiej postawy nie da się zbudować z dnia na dzień. Starożytni nauczyciele nigdy tego mnie obiecywali. Nie mamili też swoich uczniów perspektywą dotarcia do świata idealnego na wzór głosicieli utopii społecznych i religii. Zastanawiali się nawet, czy mędrzec stoicki w ogóle w przyrodzie istnieje, czy jest tylko nieosiągalną „ideą”? A jednak uznawali postawę stoicką za tę, która najbardziej człowiekowi przystoi.
W Stoicyzmie ulicznym opisałem czterdzieści jeden typowych sytuacji życiowych, w których często cierpimy bardziej niż trzeba, bo poddajemy się tyranii niezdrowych myśli. Każdą z nich opatrzyłem stoicką receptą. Oczywiście nie wyczerpałem wszystkich możliwości – ani sytuacji, ani środków. Ale większość stoickich zaleceń pomaga w rozmaitych okolicznościach lub raczej w różnych typach okoliczności. Technika, która się przyda, gdy „na zawsze” utkwisz w korku ulicznym, pewnie nie zawiedzie w kolejce na poczcie czy do odprawy na lotnisku.
Stoickie metody wyciągną cię z piekła wielu frustrujących sytuacji. Mają taką moc. Jeśli będziesz je stosował często, być może trafisz do stoickiego nieba, które jest niczym innym jak stanem umysłu. Lub raczej serią stanów umysłu, ogólnym nastawieniem do życia. Starożytni nazywali go apatheią i wbrew temu, co możesz sobie pomyśleć, nie chodziło im o apatię. Sądzę, że mieli na myśli raczej ekscytujący stan zachłyśnięcia wolnością, stan, w którym umysł przestaje być niewolnikiem pragnień. Ty też możesz go osiągnąć.
Burza stulecia! Znowu. Jak zwykle zastaje mnie w samochodzie. Oczywiście na autostradzie, gdzie nie mogę się zatrzymać. Do najbliższego parkingu trzydzieści kilometrów – w tych warunkach to wieczność. Pioruny walą tak blisko, że aż brzęczą szyby w moim aucie. Co się stanie, jeśli błyskawica uderzy w samochód? Zawsze, kiedy burza złapie mnie podczas jazdy, obiecuję sobie, że sprawdzę to w internecie. Potem o tym zapominam, a potem burza łapie mnie znowu – jak zwykle na autostradzie. Zginę od razu, czy dopiero kiedy nieprzytomny puszczę kierownicę, a auto uderzy w barierkę?
Ale huknęło! Jak blisko! Czy ta nawałnica nie może się trochę przesunąć? Jakby sunęła za mną po autostradzie niczym myśliwy za ofiarą. Czy to w ogóle normalne, żeby takie zjawiska występowały w klimacie umiarkowanym? Świat zmierza do tragicznego końca. Ale ja dotrę tam szybciej niż reszta świata.
Nie dojadę do parkingu, nie ma na to żadnych szans. Zginę tutaj, na bezpiecznej autostradzie, za którą na dodatek zapłaciłem. Policja wezwie moją żonę, żeby zidentyfikowała zwłoki. Tylko czy rozpozna coś ze mnie w zwęglonej bryle o wypalonych oczodołach, parującej czaszce i czarnych jak smoła paznokciach?
SENTENCJA
Lecz kto się lęka piorunów, trzęsienia i rozziewu ziemi, ten się wysoko szacuje – czemuż nie uprzytomni sobie własnej słabości i nie zacznie bać się kataru? Tak widocznie jesteśmy stworzeni, los dał nam takie silne ciało, otrzymaliśmy taki wysoki wzrost. I dlatego nie możemy zginąć inaczej jak tylko od trzęsienia całych części świata, jak tylko od piorunów, jak tylko od zapadania się ziemi? A tymczasem nie tylko choroba całego paznokcia może nas zabić, lecz nawet poboczna jakaś jego zadra!
Seneka
ZNACZENIE
Uświadamiając sobie, że umrzeć możemy w każdej chwili, od byle drobiazgu, pogłębiamy strach. Tak mogłoby się wydawać, ale tak nie jest. W istocie strach oswajamy. Świadomość, że śmiertelnym zagrożeniem jest byle zadra, pokazuje, jak bezsensowne są nasze lęki przed zjawiskami, które wydają się znacznie groźniejsze, takimi choćby jak burza. Jesteśmy śmiertelni, łatwozabijalni, więc nie przejmujmy się. Bo inaczej musielibyśmy drżeć o życie od chwili, kiedy rano budzimy się ze snu, kiedy stawiamy pierwszy krok, upijamy łyk kawy, czujemy powiew wiatru we włosach, aż do zamknięcia powiek. Sny też pewnie mielibyśmy nie najsłodsze.
Po rozważeniu sprawy – jak na filozofów przystało – mamy taki oto logiczny wybór: nie bać się niczego lub bać się wszystkiego, nawet najmniejszego pyłku unoszącego się w powietrzu. To drugie, nie dość że głupie, jest także niemożliwe. Nie istnieje jednostka chorobowa o nazwie „fobia przed wszystkim”.
Jesteśmy istotami śmiertelnymi. Gdyby miało być inaczej – byłoby inaczej. Buntowanie się przeciwko ludzkiej śmiertelności jest dla stoików czystą głupotą, bo buntując się przeciwko niej, stajemy myślą w poprzek praw Wszechnatury. A to kończy się zawsze jednym – niepotrzebnym cierpieniem. Świadomość bycia śmiertelnym jest krzepiąca.
OSWAJANIE SYTUACJI
Nie walcz z nurtem życia, płyń z nim. Błyskawice są zjawiskami atmosferycznymi, a te – podobnie jak ty – częścią naturalnego środowiska. Zdarza się, że uderzają blisko ciebie – bo tak umeblowany jest twój dom, nasza planeta. Płynąć z nurtem życia, to akceptować wszelkie jego przejawy – także błyski na niebie.
STOSUJ TAKŻE
zawsze gdy sądzisz, że grozi ci śmiertelne niebezpieczeństwo:
• na zatłoczonej drodze biegnącej przez most o żałośnie niskich barierkach • gdy czujesz, że zaraz powali cię straszliwa choroba • u dentysty (sytuacja 3) • gdy samolotem, którym lecisz, wstrząsają niespotykanie silne turbulencje (sytuacja 34) • w zepsutej windzie szykującej się do runięcia w dół (sytuacja 40).
– Pan się przesunie, blokuje pan kolejkę – ekspedientka w spożywczaku nie ma zrozumienia dla moich prób rozklejenia foliowej torebki. Otwieranie takich torebek to dla mnie koszmar, od lat.
– Nie każdy ma takie długie paznokcie, panienko. Malowane na czerwono w czasie pracy – w ostatniej chwili gryzę się w język, by tego nie powiedzieć.
Ale wszystko i tak idzie jak zwykle – źle. Słowa ekspedientki natychmiast podchwytują ludzie stojący za mną w kolejce. Słyszę za plecami kilka znaczących chrząknięć i, a jakże, oskarżające, afektowane stwierdzenie jakiejś kobiety: – Temu panu się nie spieszy.
Nie wpłynie to dobrze na prędkość, z jaką pakuję zakupy. Będę rozszczepiał torebkę wolno i nieskutecznie. Ostentacyjnie wolno. Postoicie tu sobie wszyscy dłużej! Niech to będzie nauczka dla wszystkich tych, którzy znowu nie skorzystali z szansy, żeby milczeć.
SENTENCJA
Gdyby tak ktoś twe ciało oddał pod władzę pierwszego lepszego napotkanego człowieka, jakże bardzo byś wrzał ze wściekłości! No ale kiedy ty sam własną swą duszę oddajesz pod władzę pierwszego lepszego, tak iż dusza ta wpada w niepokój i zamęt, kiedy on z ciebie szydzi, to czyż nie powinieneś się wstydzić z tego powodu?
Epiktet
ZNACZENIE
Jak byś się czuł, gdybyś był niewolnikiem każdego człowieka, którego spotykasz na ulicy? Gdyby każdy bezkarnie mógł cię kopnąć, napluć ci w twarz albo – gdyby miał na to ochotę – obmacać? Fatalnie?
A czy nie fatalne jest to, że każdy może zrobić co chce z twoim sądem, a w efekcie z twoimi emocjami? Kierowca, który zatrąbi, skin, który rzuci ci pogardliwe spojrzenie, ekspedientka, która nie zauważyła, że czasy realnego socjalizmu skończyły się jakiś czas temu.
Czy nie jesteś niewolnikiem tych ludzi? I czy nie poczułbyś się wolnym człowiekiem, gdybyś pozwolił sobie nie reagować na to, co robią?
Jest taka wschodnia opowieść o nieprzygotowanym na to, co niesie los człowieku, który w obcym mieście wybrał się na rynek. Nieznany mu mężczyzna obrzucił go stekiem najcięższych wyzwisk, z kategorii tych, które są śmiertelną obrazą dla matek. Nasz bohater bardzo się zdenerwował. Już miał się rzucić na nieznajomego z pięściami, gdy kupcy wyjaśnili mu, że to wariat, że oszalał po tym, jak utracił rodzinę. Krzyczy tak na każdego przechodnia. Nikt nie zwraca na niego uwagi. W jednej sekundzie złość naszego bohatera wyparowała.
Chamstwo jest rodzajem szaleństwa, czasowego. A szaleństwo to przecież choroba – tyle że duszy, nie ciała. Czy powinniśmy się złościć na chorych?
OSWAJANIE SYTUACJI
Zadaj sobie pytanie: czy wściekałbyś się na chorego człowieka za to, że w twojej obecności kaszle? Nie, bo co on winien, że złapało go przeziębienie. Dlaczego więc denerwuje cię chamski ekspedient, który kaszle opryskliwościami? On też cierpi, i to na chorobę dużo poważniejszą niż przeziębienie. Chamstwo jest dolegliwością duszy, a wywołuje ją wirus głupoty.
STOSUJ TAKŻE
zawsze gdy masz poczucie, że zaatakowano cię słownie:
• gdy się z kimś pokłócisz (sytuacja 11) • gdy cię ktoś obrazi (sytuacja 21) • gdy szef objedzie cię bez litości (sytuacja 30).
Są tacy, którzy twierdzą, że lubią chodzić do dentysty, ale oni powinni się leczyć, i to wcale nie z próchnicy, ale z tego czegoś, czym zajmuje się psychiatria. A ja? Ja mam swoje powody, żeby się bać. Czyż medykamenty dentystyczne nie pachną trupio? Czym jest wwiercanie się w zęby, jeśli nie torturą? Wibracje przenoszą się do mózgu, wiertło kręcące się Bóg wie ile tysięcy razy na sekundę zawsze może się ześlizgnąć i zamienić dziąsło w krwawą miazgę. A nawet jeśli tak się nie stanie, to prędzej czy później dotrze do nerwu. Znieczulenie miejscowe? Sztuczka marketingowa. Nerwów nie da się do końca znieczulić byle zastrzykiem. Czarna otchłań rozdzierającego bólu szczerzy do mnie upiorną gębę.
To nie mogło być złudzenie – w oczach człowieka z wiertłem dostrzegłem sadyzm. A na ludziach znam się przecież jak nikt. Nie, nie dam mu satysfakcji. Nie będzie się na mnie wyżywać. W końcu zepsuty ząb to nic takiego. Najlepiej pójdę do szpitala i przejdę przez ten koszmar w pełnym znieczuleniu. Tak, to jedyne wyjście. Nie mam tu na co czekać. Wystarczy wstać, podejść do drzwi i nacisnąć klamkę…
SENTENCJA
Z rzeczy, których się lękamy, nic nie jest tak pewne, by jeszcze pewniejsze nie było, że rozwieją się nasze trwogi, a oczekiwania zawiodą.
Seneka
ZNACZENIE
Zanim usiądziesz na fotelu u dentysty, przypomnij sobie, jak było ostatnim razem. Naprawdę aż tak okropnie? A może wcale nie? Co było gorsze: zabieg czy dręczący cię godzinami, a może i dniami strach przed nim? Seneka pisze, że ludzie wymyślają swoje lęki, a potem podsycają je niezdrowymi myślami. I cierpią, zmagając się z fikcją. Nie jest to prawda obca ludom Wschodu, o czym świadczy buddyjska legenda o samotnym artyście medytującym w dawnych czasach w jaskini. Ciągnęło go do pędzla, więc namalował na ścianie tygrysa. Prawdopodobnie odkrył hiperrealizm, bo – jak głosi opowieść – okrutnie wystraszył się swojego malunku.
Nasz strach przed dentystą jest malowanym tygrysem.
Seneka tak rozwija swoją myśl: „Ustawicznie miej na uwadze, że większość ludzi ulega wzburzeniu i wpada w popłoch, chociaż obecnie nie spotyka ich żadne nieszczęście ani nie ma pewności, że dotknie ich ono w przyszłości”4.
Nie jesteś wyjątkiem – wielu ludzi boi się stomatologa. Ale też wielu przestaje się bać po serii bezbolesnych lub prawie bezbolesnych sesji na fotelu. Uświadamiają sobie, że cierpienie, jakiego doświadczają, w 90 procentach mieści się w ich głowie. Nie bez powodu Montaigne pisał, że najbardziej lęka się lęku. A Stephen King, człowiek, który wie o strachu wszystko, nazwał tę emocję zaślepieniem, które obraca w proch myślenie.
Seneka tak kończy ustęp o trwodze: „Nikt bowiem, kiedy zaczął ulegać panice, nie opiera się sobie, ani nie konfrontuje swego lęku z rzeczywistością”5.
Zrób to, czego nie robi nikt. Oprzyj się sobie, przestań folgować panice. Jak? Odpowiedź znajdziesz na następnej stronie.
OSWAJANIE SYTUACJI
Skonfrontuj swój lęk z rzeczywistością. Zabaw się w naukowca i rozważ obiektywnie, co właściwie się dzieje. Oto obiekt moich badań – ja. Siedzi w poczekalni na wygodnym fotelu. Może przeglądać czasopisma, zrelaksować się, odpocząć. Nareszcie ma czas dla siebie. Co w tym strasznego?
Albo: siedzi w wygodnym fotelu dentystycznym, z dala od problemów, poleceń szefa, wrednych kolegów. Jeśli komuś tu może być źle, to nie jemu, tylko dentyście – biedak jest przecież w pracy.
Ogranicz obserwację do chwili obecnej. Nie wybiegaj myślą dalej, nie myśl o tym, co ma się zdarzyć. Spójrz z perspektywy zrelaksowanego naukowca: jak dentysta wwierca się w ząb? Jak długo to trwa? Kilkanaście sekund? Kilkadziesiąt?
Obserwuj swoje emocje, zamiast im ulegać. Na panikę odpowiedz uważnością. Uczyń panikę obiektem swojej medytacji – nie po to, by ją zmienić, ale po to, by dostrzec w niej jak najwięcej. Jak rodzi się panika? Jak się nakręca? Jakie zmiany wywołuje w ciele i w sposobie myślenia? Stara prawda, którą stoicy dzielą z buddystami, brzmi: obserwując zjawisko mentalne, nie nakręcamy go, tylko pozwalamy mu minąć, co nastąpi, gdy przestają działać czynniki, które je wywołały.
STOSUJ TAKŻE
tam, gdzie dopada cię nieuzasadniony strach:
• we wszelkich gabinetach zabiegowych • przed egzaminami i rozmowami kwalifikacyjnymi • przed wystąpieniami publicznymi, gdy na sali siedzi tłum złośliwych cyników • gdy burza przyskrzyni cię na autostradzie (sytuacja 1) • gdy telefon milczy (sytuacja 17) • na pogrzebach (sytuacja 23) • gdy samolot wpadnie w turbulencje (sytuacja 34).
Z katalogu biura podróży wynika, że tu, dokąd przyjechałem, słońce świeci przez 345 dni w roku. Policzmy: deszcz powinien padać 20 dni. Tylko dlaczego akurat 14 z tych 20 dni przypadło na mój dwutygodniowy urlop? Przecież tu nie ma nic oprócz plaży, a jaki pożytek z plaży, gdy z nieba leje się woda i zamienia piasek w bagno, ubrania w szmaty do zmywania garów, a domek kempingowy w butwiejący barak, razem z którym butwieje moja radość życia?
To moje jedyne dwa tygodnie wolnego w tym roku. Na dodatek tyle pieniędzy za te wczasy zapłaciłem. Miało być inaczej. Dlaczego znowu ja?
To pewne – tutaj nie wypocznę. Wrócę do pracy przemęczony. Nie nabiorę energii. Nie skończę projektu, bo jak? Szef wyrzuci mnie na zbity pysk, już teraz krzywo na mnie patrzy. Kto utrzyma rodzinę? Wyląduję na ulicy tuż po tym, jak wyjdzie na nią moja żona, a dzieci skończą w sierocińcu, na chudych zupkach i łasce wychowawców pedofilów…
SENTENCJA
„O, ja nieszczęśliwy, że mię to spotkało”. – Ależ nie tak! Lecz: „O, ja szczęśliwy, że chociaż mię to spotkało, żyję bez smutku, nie gnębi mnie teraźniejszość ani nie boję się przyszłości”. To bowiem każdemu przydarzyć się mogło, a nie każdy potrafiłby żyć z tym bez smutku.
Marek Aureliusz
ZNACZENIE
Ta sentencja to sól filozofii stoickiej. Czyni podstawowe rozróżnienie: na to, na co mamy wpływ i na to, co od nas nie zależy. Do pierwszej kategorii należy ocena sytuacji. Do drugiej? W tym wypadku deszcz.
Spójrzmy na ukryte założenia człowieka, który złości się na deszcz:
– należy mi się tyle samo, a może i więcej (słońca) niż innym,
– świat (klimat) robi mi na złość, – przyszłość szykuje dla mnie katastrofę (nie wypocznę, wylecę z pracy, trafię na ulicę), i nie ma w tym mojej winy (winien jest deszcz), – jestem naznaczonym fatum bohaterem greckiej tragedii, – zostałem oszukany (zapłaciłem za wczasy, a klimat ma to gdzieś).
Czyż to nie zabawne?
Odrzućmy te założenia, a dobry nastrój wróci. Jeśli przyjmiemy ze spokojem to, że pada, otrzymamy dodatkową premię w postaci filozoficznego cukierka – radości i satysfakcji, że nie wzrusza nas zjawisko atmosferyczne. Inni pewnie by się wściekli lub wpadli w przygnębienie – my nie. Montaigne pisze o zwyczaju Traków, „którzy, kiedy grzmi i łyska się, zaczynają szyć ku niebu z łuków w jakowejś niby tytanicznej zemście, aby Boga strzałami przywieść do upamiętania”6. Czyż Trakowie nie byli zabawni?
Nie zmarnujmy jednak odkrycia, że reagujemy mądrzej niż przeciętny człowiek na budowanie ego, bo w przyszłości obróci się to przeciwko nam – im większe ego, tym większy ból. Zły wniosek: jestem mądrzejszy niż inni. Dobry wniosek: podbijam kolejne rejony wewnętrznej wolności. I dziękuję klimatowi za materiał do ćwiczeń.
À propos urlopu: nie oczekuj, że wyjedziesz i wszystkie problemy zostawisz w domu. To nierealistyczne i niegodne filozofa. Sokrates tak oto odpowiedział biedakowi, który na darmo przemierzył świat w poszukiwaniu szczęścia: „Czemu się dziwisz, że podróż po świecie ci nie pomaga, skoro zawsze zabierasz ze sobą samego siebie?”7.